niedziela, 7 października 2012

Chapter 9: let yourself be guided by the truth and the path of your life will be never ending



Siedziałam w parku i robiłam to co kochałam robić odkąd przeprowadziłam się do Londynu – obserwowałam przechodniów. Tworząc w głowie historię życia każdego z nich, próbowałam nie myśleć o swoim własnym. Tym razem, mimo usilnych starań, moje myśli wciąż krążyły wokół porannych wydarzeń. 

FLASHBACK

Gdy lekko odepchnęłam Harrego okazało się, że zostaliśmy sami w sypialni Lou. Wiedziałam, że musimy wreszcie porozmawiać. W naszej znajomości wszystko zawsze działo się szybko i chyba właśnie to nas zawsze do siebie przyciągało. Okazało się jednak, że gdy ze zwykłej znajomości wkraczamy w przyjaźń, potrzebujemy czasu. Czasu na rozmowy, czasu na szczere spojrzenie sobie w oczy, czasu sam na sam. Dopóki byłam tylko ja i Harry, wszystko było w porządku. On był dla mnie, ja dla Niego. Nasza przyjaźń oparta była na intymności, bez której nie umieliśmy się w tym wszystkim odnaleźć. Miałam zacząć żyć, miałam przestać uciekać. W tamtej chwili wydawało mi się to ironiczne. Przez 24 lata życia nie poznałam tak wielu różnych emocji jak w czasie ostatnich kilku dni. Może nie tak to sobie wyobrażałam, ale Harry zrobił to co obiecał, pokazał mi prawdziwe życie, prawdziwe problemy i prawdziwe uczucia. Nie tylko to co dobre jest prawdziwe. Właściwie to rzeczy dobre same z siebie nigdy nie są prawdziwe. Prawda często boli, często demotywuje, ale to ona wskazuje drogę. Można karmić się kłamstwem jak fast-foodem aż pewnego dnia trafimy na ślepy zaułek a gdy będziemy chcieli zawrócić, za naszymi plecami ujrzymy labirynt. Nie ma drogi bez wyjścia, ale przez labirynt przeszłości może nas przeprowadzić tylko prawda. Wtedy przed samym sobą, trzeba przyznać się do każdego błędu, każdego kłamstwa, tylko po to by zrobić jeden krok we właściwym kierunku. Harry jest prawdziwy i zawsze taki był. To ja zawsze żyłam kłamstwem i mimo, że mówiłam o zmianie, obiecałam Hazzie, że będę się starać to dopiero patrząc w jego zapuchnięte oczy zrozumiałam jak bardzo się myliłam. Myślałam, że muszę się wyluzować, zacząć żyć, odzyskać młodość. Okazało się, że tu chodzi zupełnie o coś innego. Muszę odnaleźć wyjście z mojego własnego labiryntu, który zbudowałam przez ostatnie kilka lat. Patrząc w szmaragdowe oczy Harrego, w wyobraźni widziałam także parę błękitnych. Ta dwójka, tak różne na pierwszy rzut oka osoby, oferowała mi pomoc. Harry odnalazł mnie w ślepym zaułku. Niczym Ariadna zostawił za sobą nić, której drugi koniec znajduje się w rękach Lou. Louis czeka przed złowrogim wejściem do labiryntu, jako uosobienie prawdy i jako nagroda za przebycie najtrudniejszej podróży jaką może odbyć człowiek. 

- Harry, przepraszam i dziękuje – wyszeptałam czując, że gorące łzy spływają mi po policzkach

- Chodź tu do mnie – Hazza powiedział cicho, ponownie rozkładając swoje ramiona w zapraszającym geście

Po chwili przytuleni leżeliśmy na łóżku Lou a ja przerywanym płaczem szeptem powiedziałam mu wszystko co przed chwilą kłębiło się w mojej głowie. Nic nie powiedział, tylko mocno mnie obejmował dając mi znać, że jest obok. Mój Harry.

Mimo, że nie mieliśmy ochoty się ruszać, nie mogliśmy spędzić w łóżku Lou więcej czasu, bo dobrze wiedziałam że Louis i Liam grzecznie czekają na mnie w salonie. Miałam nadzieje,  że Louis zdążył mnie już wyręczyć i przedstawił Liamowi sprawę. Spojrzałam w lustro wiszące obok łóżka i zaśmiałam się. Wspaniała pani prawnik właśnie idzie rozmawiać z klientami we wczorajszych ubraniach, z makijażem rozmazanym po całej nocy oraz w wyniku niepochamowanego ataku płaczu. Nie zrobiłam z tym jednak nic. Nie musiałam udawać. Nie przed nimi. 

- Lou, Liam już wszystko wie? – zapytałam wchodząc do salonu, ciągnąc za sobą Harrego. Gdy spojrzałam na minę Liama, nie potrzebowałam odpowiedzi. Na jego twarzy malowało się przerażenie, panika, zdezorientowanie, strach, zmartwienie. Wiedziałam, że tak zareaguje, ale wiedziałam też, że mimo tych wszystkich emocji to właśnie on będzie mógł mi najlepiej pomóc.

- Tak, ale chyba musimy przedstawić sprawę jeszcze Hazzie? – Lou odpowiedział widząc mój wzrok skupiony na Liamie. 
Przytaknęłam i skinęłam w stronę Harrego, aby usiadł.
Spędziliśmy dwie godziny, omawiając sytuację. Kilka razy naszą rozmowę przerywały telefony od Zayna. Wszyscy uparcie je ignorowali, aż w końcu na wyświetlaczu telefonu Liama pojawił się imię Nialla. Tym razem kazałam mu odebrać. Właściwie dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że Niall też powinien tu być razem z nami, ale wydarzenia dzisiejszego dnia były tak nieprzewidywalne,  że wcześniej nie przyszło mi to do głowy, szczególnie że początkowo chciałam w sprawę wprowadzić tylko Liama a nie cały zespół. Z drugiej strony całkiem nieźle się złożyło. Niall może zająć Zayna, tak by ten dał nam trochę czasu.

- Niall? – Liam odebrał telefon wymawiając imię blondyna łamiącym się głosem – skarciłam go za to wzrokiem i przewróciłam oczami, pokazując gestem by przełączył rozmowę na głośnik

- Li, co się dzieje? Zayn do mnie wydzwania, spanikowany że nikt z was nie odbiera telefonu! – Niall powiedział lekko poddenerwowany

- Niall, jesteśmy z Liamem i Natalie u Lou. Mamy dość spory problem. W skrócie, okazało się, że Zayn może mieć sprawę w sądzie. Nie będę Cię teraz wprowadzał w szczegóły, ale potrzebujemy żebyś zajął go czymś, tak by nic nie podejrzewał. – odezwał się Harry

- Dlaczego mnie z Wami nie ma? Chyba też jestem częścią zespołu, chyba że jeszcze coś innego mnie ominęło w międzyczasie? – Niall powiedział już wyraźnie wkurzony

- Niall. To nie było zaplanowane spotkanie. Gdyby było, z całą pewnością uczestniczyłbyś w nim. Jak tylko skończymy, zadzwonię do Ciebie i umówimy się. Twoja opinia jest dla mnie równie ważna jak reszty, ale na chwilę obecną ktoś musi trzymać Zayna zdala od tego. Im mniej wiesz, tym większa szansa, że się przy nim wygadasz. Proszę Niall, to naprawdę ważne. Jak tylko Ci wszystko wyjaśnię, zrozumiesz dlaczego – powiedziałam, wykorzystując wiedzę jeszcze ze studiów, z psychologicznych aspektów kontaktów z klientem. Wiedziałam, że Niall musi poczuć się ważny, odpowiedzialny za coś naprawdę istotnego. Miałam nadzieję, że to podziała, tym bardziej że rzeczywiście to wszystko było prawdą.

- W porządku. Zajmę go czymś. Wiem, że po południu umówił się z kimś, więc wtedy my możemy się spotkać – Niall odpowiedział już wyraźnie mniej naburmuszony a na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech zwycięstwa.

Liam odłożył swój telefon i spojrzał na wszystkich. Naprawdę się przejmował i nagle poczułam się winna. Może nie powinnam była ich w to wciągać? Może powinnam się tym zając sama, przecież to moja praca, powinnam trzymać ich od tego jak najdalej się da. Z drugiej strony, gdybym trzymała to w tajemnicy, czułabym się jak kłamca, byli mi zbyt bliscy żeby bez mrugnięcia okiem udawać że wszystko jest w porządku, gdy tymczasem decydują się ich losy. 

END OF FLASHBACK

W parku czekałam na Nialla. Gdy tylko wyszłam z mieszkania Lou napisałam mu gdzie i o której mogę się z nim spotkać, pytając czy wtedy już Zayn będzie już zajęty czymś innym. Od razu dostałam potwierdzającą odpowiedź. Udałam się więc do swojego apartamentu, w duchu błagając by nie było w nim Mary. Nie było jej, więc szybko się wykąpałam, ubrałam i tak znalazłam się na ławce. Byłam przed czasem, ale celowo. Kiedyś robiłam to cały czas. Przesiadywałam samotnie, myślałam, wpatrywałam się w przechodniów. Kolejne fakty powoli wdzierały się do mojej świadomości. Jak bardzo zmieniło się moje życie. Wypierałam zmiany, ale one napierały z coraz większą siłą. Już nie byłam samotna, miałam wokół siebie kilka wspaniałych osób. Biorąc pod uwagę moją przeszłość, był to prawie tłum. Rzadziej prowadziłam wewnętrzne dialogi, częściej rozmawiałam z ludźmi, dopiero wtedy zdając sobie sprawę jak wielką może to sprawić ulgę. Nadal wpatrywałam się w przechodniów, ale już nie z wyższością. Teraz widziałam siebie jako jedną z nich i uśmiechałam bo wiedziałam, że pewnie jest ktoś kto obserwuje mnie. Może właśnie  taki jeden uśmiech, otworzy komuś oczy na samego siebie.

przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale mam nienormalną uczelnię i miałam urwanie głowy z różnymi sprawami. Teraz rozdziały powinny być częściej. Btw, zapowiada się ciekawy listopad. 23.11 idę na Muse. W sumie nie lubie ich ostatniej plyty, no ale... jak już jest fajny koncert w tym moim fatalnym mieście to zdecydowanie ide. Rozważam jeszcze pójście na Stinga:) a potem 27.11 Ed Sheeran w Berlinie! <3 U!

środa, 19 września 2012

Chapter 8: don't let yourself believe that everyone's replaceable, cause it's you who might be replaced


Liam zjawił się u Lou w ciągu 20 minut, jednak nie sam. Za nim stał Harry i przyklejona do jego boku Mary. Biorąc pod uwagę, że nadal leżałam razem z Lou w jego łóżku, poczułam się dziwnie czując na sobie wzrok Hazzy. Zdziwiło mnie tylko to, że był to karcący wzrok z nutką rozczarowania. Szybko odwróciłam wzrok mając ochotę głośno prychnąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Uśmiechnęłam się do siebie i szybkim ruchem zrzuciłam z siebie kołdrę, na co cała nowo przybyła piątka zareagowała natychmiastowym zasłonięciem oczu dłonią. 

- Jesteście naprawdę uroczy – powiedziałam siląc się na rozbawiony ton głosu – Liama rozumiem, ale po dwójce moich najlepszych przyjaciół, spodziewałabym się, że mają o mnie lepsze mniemanie. Cóż, każdy może się mylić. – rzuciłam kładąc nacisk na słowo „przyjaciół”.

Jeszcze przed chwilą myślałam, że złość na Harrego mi przeszła, ale widząc go z Mary rzucającego mi TO spojrzenie, nie czułam nic innego poza gniewem. Nie był to gniew nie do opanowania, ale nie chciałam tego kontrolować. Myśleli, że jestem zimną suką, która wskoczyła do łóżka najlepszemu przyjacielowi swojego najlepszego przyjaciela/ex kochanka, przy pierwszej lepszej okazji, jak na typową szmatę przystało. Żaden problem. Na zamówienie. Zimną sukę właśnie zaserwowano. 

- Jest jakiś szczególny powód Waszej obecności? – zwróciłam się obojętnym tonem, bezpośrednio w stronę Mary i Hazzy

- Harry jest najlepszym przyjacielem Lou i chyba może go odwiedzić kiedy ma na to ochotę, nie pytając Cię o zgodę – Mary powiedziała przez zaciśnięte zęby

- Po pierwsze kochanie – zwróciłam się do Mary milutkim, przesłodzonym głosem – myślę, że Harry może sam mówić w swoim imieniu, po drugie najwyraźniej musisz popracować nad swoim angielskim, bo chyba nie zrozumiałaś pytania

- Ja zadzwoniłem po Harrego, Louis wydawał się być naprawdę zdenerwowany i mówił, że to dotyczy nas wszystkich i zaznaczył tylko, żeby nie mówić o niczym Zaynowi – Liam wtrącił, najwyraźniej czując się winny całej zaistniałej sytuacji. 

- w porządku Liam, Harry może zostać, ale niestety TYLKO Harry. Mamy do omówienia ważna sprawę dla zespołu, która jest częścią mojej pracy i tylko Wy możecie być obecni przy tej rozmowie, wiąże mnie tajemnica zawodowa – powiedział normalnym głosem, kierując moje słowa do Liama, nie patrząc nawet w stronę pozostałej dwójki

- Mary zostaje, nie mam przed nią tajemnic. – Harry wtrącił patrząc mi ze złością w oczy

- Mnie naprawdę nie interesują szczegóły waszego związku, albo ona wychodzi, Ty zostajesz, albo wychodzicie razem. Nikt Cię tu nie będzie trzymał siłą – powiedziałam ze spokojem, jednocześnie wyjmując z torby aktówkę z dokumentami

- Mary zostaje – Harry prawie wysyczał

- Świetnie, w takim razie przekładam tą rozmowę, w tych warunkach na pewno nie będę z wami rozmawiać. Napiszę wam gdzie i o której chce się z Wami spotkać – mówiąc to schowałam ponownie aktówkę do torby i wyszłam z sypialni Lou do jego salonu. 

Będąc w drzwiach, zatrzymałam się jednak słysząc słowa Harrego

- Niezależnie o co chodzi, Mary i tak się dowie, ufam jej.  – Hazza mówił tonem jakiego jeszcze nigdy u niego nie słyszałam. Sprawił, że przeszły po mnie dreszcze i z całą pewnością nie było to przyjemne uczucie. 

- Po pierwsze zachowujesz się jak rozpieszczony bachor, Louis i Liam są tu ponieważ martwią się o zespół, ponieważ rozumieją że nie chciałabym z nimi rozmawiać gdyby sprawa nie była poważna, bo nigdy wcześniej tego nie robiłam. A ty? Przychodzisz sobie jakby nigdy nic, mając wszystkich głęboko w dupie, uważając, że zapewniasz wszystkim wspaniałą rozrywkę próbując wyprowadzić mnie z równowagi. Powiem Ci coś Harry i lepiej przemyśl to zanim coś powiesz. Świat nie kręci się wokół Ciebie i nie ma ludzi niezastąpionych. Co do sprawy o której chciałam porozmawiać, to naprawdę myślisz, że nie chce żeby Mary była świadkiem tej rozmowy, ze złośliwości? Naprawdę, znając mnie tak długo, myślisz że p-r-a-c-u-j-ą-c  zachowałabym się tak nieprofesjonalnie? Zresztą, nigdy bym się nie zniżyła do takiego poziomu Harry, niezależnie czy w pracy czy nie.  Co do Twojego uroczego komentarza sprzed paru minut to uwierz mi, że nie będziesz świadkiem tej rozmowy zanim nie podpiszesz oświadczenia, że nie będziesz rozmawiał o tym z kimkolwiek. Oczywiście dołożę należytej staranności, żebyś zapoznał się z konsekwencjami zachowania się wbrew złożonemu oświadczeniu. Cała wasza piątka zgodziła się na takie rozwiązanie na początku naszej współpracy. Nigdy nie sądziłam, że będę musiała się do tego uciec, ale najwyraźniej niektórzy z Was są na tyle niedojrzali, że nie mam wyboru – szybko odwróciłam się i z każdym zdaniem przybliżałam się do Harrego. Gdy byłam już na tyle blisko, że dzieliły mnie od niego już tylko centymetry, spuścił wzrok i puścił rękę Mary.

Byłam przekonana, że po raz kolejny warknie w moją stronę coś nieprzyjemnego, celowo chcąc mnie zranić, ale on tylko spojrzał na Mary. Wiedziałam co mówił jego wzrok. Prosił ją żeby wyszła, jednocześnie przepraszając. Ona jednak patrzyła się na niego tępo, czekając aż coś powie. Gdzieś w tyle głowy pojawiła się u mnie iskierka satysfakcji. Ta ja, nie ona rozumiem go bez słów i to moje słowa sprawiły, że zmienił decyzję. Miałam wielką ochotę się wtrącić i uprzejmie zinterpretować wymowny wzrok Hazzy, ale tym razem postanowiłam się kontrolować. Spojrzałam bowiem kątem oka na Liama i Lou, których zakłopotanie mieszało się ze zdziwieniem i wyglądali tak jakby byli gotowi wyskoczyć z okna, byleby tylko wydostać się apartamentu. 

- Mary… ee…spotkamy się później? – wyjąkał Harry a ja liczyłam w głowie do 10 żeby opanować śmiech

- Nie fatyguj się – dziewczyna odpowiedziała i wybiegła z pokoju, by po chwili z całej siły trzasnąć drzwiami wejściowymi do mieszkania Lou

Byłam pewna, że Harry zaraz wybuchnie, że zacznie wrzeszczeć i mówić jak bardzo mnie nienawidzi. Nie czułam się jednak ani trochę winna. Szczerze mówiąc, myślałam że po wczorajszej kłótni, nasze następne spotkanie wszystko rozwiąże, że po szczerej rozmowie pogodzimy się i będzie jak dawniej. Sądziłam, że to on wyjdzie z inicjatywą. Nie spodziewałam się na pewno, że nasza konfrontacja dojdzie do skutku w obecności Mary i że wszystko jeszcze bardziej się skomplikuje. Mimo, że nie czułam się winna, byłam zakłopotana i nie chciałam patrzeć chłopcom w oczy. Było mi jednak trochę wstyd. Patrząc uparcie w podłogę, wydarzyło się coś czego nie spodziewałam się dużo bardziej niż innych wydarzeń tego poranka. Harry podszedł do mnie i mocno mnie przytulił a gdy dotknął swoim policzkiem mojego, poczułam że jest mokry od łez.

niedziela, 2 września 2012

Chapter 7: the only changes that are worth making are those which come unexpectedly...


Rano obudziłam się leżąc w łóżku Lou. Najprawdopodobniej po kilku godzinach rozmów i wyczerpującym dniu zasnęłam w jego salonie. Przekręciłam się na bok, powoli przyzwyczajając oczy do rażącego światła wpadającego do pokoju przez wielkie okno. Po mojej prawej stronie leżał Louis. Spał z lekko otwartymi ustami. Taki sam widok zastawałam zawsze budząc się obok Harrego. Tym razem jednak poczułam się dziwnie. Hazza był przeze mnie zawsze bezceremonialnie budzony a w tym wypadku nie wiedziałam co robić. Patrzyłam na leżącego koło mnie chłopaka i starałam się oddychać jak najciszej by go nie obudzić. Chciałam na niego patrzeć, tak po prostu. Czułam dziwny ucisk w brzuchu, który utrudniał mi równomierne oddychanie. Pokręciłam głową i schowałam twarz w dłoniach, czując tym samym ciepło rozpalonych policzków. Przez chwile w mojej głowie plątało się wiele teorii na temat tego co się ze mną dzieje. Pomyślałam o wypitym wczoraj alkoholu, ale dobrze wiedziałam, że nie wypiliśmy dużo, potem próbowałam sobie wmówić, że minęło sporo czasu odkąd ostatni raz spałam z Hazzą, dlatego tak reaguje. Mogłam się oszukiwać do woli, ale w rzeczywistości już poprzedniego wieczora wiedziałam o co chodzi. Podobał mi się. Cholerny Louis Tomlinson mi się podobał. To był pierwszy raz. Pierwszy raz kiedy poczułam się jak nastolatka. W pierwszej chwili chciałam wstać i po cichu wyjść z mieszkania Lou i wrócić do siebie, żeby wreszcie zmierzyć się z Harrym. Cała złość na niego mi przeszła, właściwie całe moje wczorajsze zachowanie wydawało mi się w tym momencie całkowicie nieracjonalne. Spojrzałam jednak ponownie na Lou i z powrotem położyłam głowę na poduszce. Zmieniłam zdanie. Jeżeli kiedyś ma nadejść czas, że przestanę uciekać to lepiej zacząć od zaraz. Leżałam tak kilkanaście minut nie spuszczając z oczu jego twarzy. W końcu promień słońca padł prosto na niego i powoli zaczął wybudzać go ze snu. Louis mrugnął kilka razy i w końcu spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, które nagle wydawały mi się najpiękniejsze na świecie.

- dzień dobry – mruknął lekko zachrypniętym głosem

Uśmiechnęłam się do niego i zarazem do własnych myśli. Był jeden plus tego, że byliśmy dorośli i kolejna rzecz, w której Louis przypominał mi Harrego. Nie było głupiego zażenowania tym, że obudziliśmy się w jednym łóżku. Nigdy nie rozumiałam tych historii, w których  dwójka nastolatków śpi w jednym mieszkaniu i KONIECZNIE jedno z nich musi spać na kanapie. Brałam pod uwagę 2 opcje. Pierwsza: historie nie były prawdziwe. Druga: u normalnych nastolatków mózgi nie są jeszcze całkowicie wykształcone. Bo serio. Musicie mi uwierzyć na słowo. Dwoje ludzi śpiąc obok siebie nie musi uprawiać seksu! (tak wiem, szokujące), ale lepiej, ta dwójka nie musi się wcale dotykać i to wszystko dzięki prawidłowemu korzystaniu z mózgu… Nie zawsze było to tak oczywiste, ale tak, byłam złośliwa. To była chyba zresztą jedyna cecha charakteru, którą dzieliłam z Lou

- szczerze mówiąc, byłem przekonany, że gdy się obudzę Ciebie już nie będzie – Louis dodał przerywając ciszę między nami, która chyba powinna być niezręczna, ale mimo wszystko dla mnie była komfortowa.

- szczerze mówiąc – powiedziałam przedrzeźniając go – miałam wyjść, ale zmieniłam zdanie

- jakiś szczególny powód? – Louis wydawał się być nagle całkowicie rozbudzony

Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, nagle w głowie miałam pustkę. Wewnętrzny głos krzyczał „Jesteś prawnikiem, zawsze wiesz co powiedzieć, kłam!”. Nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Gdzieś w tle do świadomości starała się dobić prawda.  W rzeczywistości chciałam poczuć usta Lou na moich, chciałam pocałunku, pierwszego prawdziwego pocałunku w moim życiu. Harry? On był nauczycielem. Wspaniałym. Był moim mistrzem a ja przez kilka ostatnich miesięcy okazałam się być całkiem pojętnym uczniem. Technicznie zapewne nie odstawałam od przeciętnej, ale emocjonalnie nadal byłam zerem… Znowu kłamię. Nie chciałam tylko pocałunku. Chciałam go całego. Wiedziałam też, że wystarczyłby jeden mój ruch, jedna sugestia… Ale nie. Nie wiem dlaczego, ale wiedziałam, że to by przekreśliło wszystko, wiedziałam, że gdybyśmy przespali się ze sobą tego poranka, następnego dnia nasze relacje wróciłyby do normalności, ale jeszcze gorzej, do początku naszej znajomości a ja chciałam więcej. Chciałam spędzić resztę życia tak jak spędziłam poprzedni dzień. Patrząc w jego oczy, odpowiadając uśmiechem na jego uśmiech, nie licząc godzin upływających na rozmowach. 

- muszę o czymś z Tobą porozmawiać, właściwie powinnam raczej porozmawiać z Zaynem, ale pomyślałam, że może będziesz coś wiedział na ten temat – wypaliłam w końcu, rozwijając pierwszą myśl, która wydawała mi się wtedy być najbardziej neutralna. Przypomniałam sobie o wczorajszej wizycie w sądzie, o czekającej mnie sprawie i o archiwalnym nagraniu jednego z koncertów, które od wczoraj nosiłam w torbie.

- Z Zaynem? Wy w ogóle coś do siebie mówicie? – Louis zapytał ściągając brwi, tak że jego twarz z jednej strony wyrażała rozbawienie, a z drugiej zdziwienie.

- Zabawne Tomlinson, ale masz troszkę, troszeczkę racji. Nie znam Zayna zbyt dobrze i nie wiem jak zareaguje a sprawa jest poważna.

Mina Lou zrobiła się nagle poważna. Wiedziałam, że nie muszę mu mówić wprost, że chodzi o moją pracę. Zrozumiał od razu, że rzeczywiście musi to być coś poważnego. Mogłam z tym poczekać. W rzeczywistości miałam zamiar powiedzieć o wszystkim najpierw Hazzie, ale biorąc pod uwagę okoliczności, Louis wydawał się w tym momencie lepszym wyborem. Opowiedziałam mu sprawę jak najprościej się dało, tak żeby skupił się na sednie.

- Wydaje mi się Louis, że pamiętam ten koncert i pamiętam dziewczynę, którą przyprowadził Zayn i zostawił pod samą sceną, koło ochrony. Wczoraj wzięłam z archiwum nagranie z tego koncertu. 

Louis słuchał mnie w milczeniu, nawet raz mi nie przerywając. Sięgnął po laptopa, który leżał koło łóżka, włączył go i położył na łóżku między nami. 

- Dawaj to nagranie – powiedział z uśmiechem, ale jednak nerwowo

Wyjęłam płytę z torby i podałam Lou. Po chwili zaczęliśmy oglądać. Tego typu nagrania, robione na każdym koncercie, całkowicie niekomercyjne, różniły się znacznie od oficjalnych dvd z koncertów. Trwały kilka godzin, bo obejmowały czas od momentu wpuszczenia pierwszych osób do budynku i kończyły się z chwilą opuszczenia miejsca koncertu przez ostatnie fanki. Tego właśnie potrzebowałam. Przewinęłam pierwszą godzinę bo wiedziałam, że to czego szukam miało miejsce jakieś pół godziny przed koncertem. Rzeczywiście, w pewnym momencie zobaczyliśmy Zayna z dziewczyną. Była dość wysoka i miała długie, lekko kręcone blond włosy. Chłopak zamienił parę słów z ochroniarzami, którzy wpuścili ją za barierki a Zayn po chwili udał się za scenę, zapewne dołączyć do reszty. Cała ta sytuacja była obserwowana przez fanki pod sceną, które rzucały dziewczynie nienawistne spojrzenia. Pokazałam Lou palcem na te fanki. Spojrzał na mnie zdziwiony, nie rozumiejąc najwyraźniej mojego toku myślenia. Przewinęłam więc prawie cały koncert. Pod sam koniec znów wskazałam palcem na ekran, tym razem na drugi koniec sceny. Kilka fanek sforsowało barierkę i zanim ochrona zdążyła zareagować, zaczęły wdzierać się na scenę. Ostatnia piosenka została przerwana i chłopcy natychmiast zostali ściągnięci ze sceny, na którą już nie powrócili. Prawie cała ochrona zajęła się tym incydentem, część ludzi zaczęła opuszczać budynek. Zastopowałam nagranie kolejny raz. Dziewczyna, którą przyprowadził Zayn właśnie wychodziła zza barierki chcąc razem z resztą wyjść. Ponownie kliknęłam play i nawet Lou wydał okrzyk przerażenia. Kilka z fanek rzuciło się na dziewczynę. Ciągnęły ją za włosy, w końcu przewróciły na ziemię i zaczęły kopać. 

- Natalie, co teraz? – na twarzy Lou malowało się przerażenie, nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zawsze wszystko traktował na luzie, wszystko obracał w żart a teraz po prostu się bał

- Spokojnie Lou. Tylko my mamy to nagranie, więc mamy przewagę. Mogłabym to wygrać, mogłabym nie mieć żadnych skrupułów, ale nie wiem czy dam radę. Ta dziewczyna została brutalnie pobita. Jej ojciec na pewno przedstawi w sądzie wyniki obdukcji. Jej się po prostu należy to odszkodowanie. Wielkie odszkodowanie.

- masz rację, nie wyobrażam sobie, żeby nie dostała odszkodowania. Wiesz w jakim jest stanie?
- Louis, to nie jest takie proste. Nie wiem w jakim jest stanie i nie sądzę  żeby udało mi się dowiedzieć przed pierwszą rozprawą. Jeżeli zgodzimy się na odszkodowanie to będzie oznaczało, że przegramy sprawę a jeżeli tak się stanie nie będę mogła zrobić nic, żeby to nie wyciekło do prasy. Dobrze wiemy, że to by była tragedia. Z drugiej strony, walcząc w sądzie najprawdopodobniej doszłoby do tego, że Zayn musiałby uczestniczyć w procesie a to byłoby chyba jeszcze gorsze.

- Mówiłaś, że tylko my mamy to nagranie

- To konkretne nagranie, całe nagranie. Myślisz, że fanki tego nie nagrały? To, że ta afera jeszcze nie wypłynęła tylko mnie martwi i wiem, że to będzie najtrudniejsza sprawa z jaką miałam do czynienia. 

Spojrzałam na Lou, który był tak zdezorientowany, że aż było mi go szkoda. Wydawało mi się nawet, że w jego niebieskich oczach zaczynają zbierać się łzy

- Jak już Ci wspomniałam ojciec tej dziewczyny jest prawnikiem i ją reprezentuje. Myślę, że dotarł do wielu fanek i nieźle im zapłacił za… dowody.

- Ale… w sumie co ma do tego Zayn? Przecież to wszystko te nawiedzone dziewczyny, przecież on nie zrobił nic złego. 

- Lou, Zayn się przyczynił i to w bardzo dużym stopniu. Przyprowadzając tą dziewczynę i zostawiając ją tam samą naraził ją na niebezpieczeństwo. Ile lat już jesteście zespołem? Dobrze znacie swoje fanki i to jak się zachowują. Zayn z całą pewnością wiedział a przynajmniej mógł przewidzieć, że wzbudzi zazdrość fanek swoim zachowaniem. Gdyby ona po prostu stała w tłumie, jest wysoce prawdopodobne, że wróciłaby do domu cała i zdrowa.

- Co chcesz zrobić?

- Muszę porozmawiać z Zaynem, na pewno uzupełni tą historię o parę faktów, których nie znamy. Potem niestety będą musiała skontaktować się z Simonem. 

- Z Simonem? Przecież pracujesz dla naszego managementu? – mina Lou nie mogła już chyba wyrażać większego zdziwienia. 

- Jest parę rzeczy, których o mnie nie wiesz, Louis. Mam podpisane 2 umowy. W sprawach najwyższej wagi a tutaj mamy niestety taką sytuację w pierwszej kolejności odpowiadam przed Simonem. Podpisując tą umowę, nie sądziłam, że kiedyś dojdzie do tego, że rzeczywiście będą musiała się z nim skontaktować – westchnęłam na dźwięk własnych słów.

Nie znałam Simona i bałam się, że podejmie decyzje za mnie i narzuci mi sposób działania. Bałam się też reakcji Zayna, ale byłam też ciekawa jaki jest jego punkt widzenia. 

- Dzwonie po Liama – rzucił Louis sięgając po swój telefon

Uśmiechnęłam się. Rzeczywiście, jeżeli ktoś mógł jeszcze coś poradzić w tej sytuacji, trzeźwo spojrzeć na to wszystko i przede wszystkim pomóc mi w konfrontacji z Zaynem to był to tylko Liam. 

Poranek zaczął się tak przyjemnie a ja oczywiście musiałam zacząć ten temat. Z drugiej strony cieszyłam się, że nie jestem w tym sama. Gdyby taka sama sprawa trafiła mi się pół roku wcześniej, najprawdopodobniej bez zawahania, zrobiłabym wszystko żeby ją wygrać. Teraz w zmartwionych oczach Lou widziałam prawdziwe znaczenie przyjaźni. Zayn był dla niego ważny, cała piątka była dla siebie nawzajem niesamowicie ważna i problem jednego z nich, stawał się problemem wszystkich. Wtedy zrozumiałam, że nie jestem tylko prawnikiem. Jestem przede wszystkim człowiekiem. Z prawdziwymi uczuciami, z prawdziwymi ludźmi wokół mnie i z prawdziwym wyzwaniem przede mną. Nie dla kariery, pierwszy raz nie. Miałam w rękach los kilku osób i w porównaniu z  tym kariera wydawała mi się tylko słowem, które nagle straciło znaczenie.

--------------
przapraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale mam egzamin (będąc na studiach nigdy nie zostawiajcie pierwszych terminów egzaminów na wrzesień. NIGDY) i zakuwam sobie kodeks i inne ciekawe rzeczy:/ rozdział jest fatalny, wiem! poprawie się po egzaminie, chyba że nie zdam:( najwcześniej kolejny rozdział pojawi się 13.09

niedziela, 19 sierpnia 2012

Chapter 6: memories are the most precious thing you have so don't ever let them go to waste...


Dojechaliśmy pod budynek, w którym znajduje się moje mieszkanie. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że w oknach na najwyższym piętrze pali się światło. Poczułam ścisk w żołądku. Nigdzie nie wyszli. Wspaniale. Spojrzałam na Lou, który patrzył w to samo miejsce. 

- Mówiłem mu, żeby dał Ci dzisiaj spokój – Louis warknął cicho

Zdziwiła mnie jego reakcja, ale uśmiechnęłam się delikatnie i całując go szybko w policzek, chciałam wysiąść z samochodu. Złapał mnie jednak szybko za ramię i zmusił tym samym, żebym odwróciła się w jego stronę

- dobrze wiem, że tam nie pójdziesz – powiedział, a ja jak zwykle starałam się uciec wzrokiem

- ja… nie, właściwie… 

Znów to samo, znów nie wiedziałam co powiedzieć, ale jeszcze bardziej przerażała mnie cisza. Nauczyłam się, że wśród ludzi nie mogę milczeć. Wśród ludzi powinnam być towarzyska, powinnam zawsze mieć coś do powiedzenia. Ci, którzy milczą są gorsi, nigdy nic nie osiągną. Właśnie tak. Kolejne bolesne wspomnienie. Tym razem z dzieciństwa. Byłam nieśmiałym dzieckiem i zawsze wytykano mi to jako wadę. Nie raz słyszałam rozmowy dorosłych, którzy już jako 5 letnie dziecko spisywali mnie na straty mówiąc: „Nic z niej nie będzie”, „Z takim charakterem nic nigdy nie osiągnie” i wiele rad skierowanych do moich rodziców: „powinniście ją wysłać do psychiatry”, „wasza starsza córka na pewno odniesie sukces, ale młodsza…”. Byłam dzieckiem, ale mimo to rozumiałam wiele. Wiedziałam, że rodzice się mnie wstydzą, że zerwali kontakt ze znajomymi mającymi dzieci w tym samym wieku. Nie chcieli pokazywać się ze mną. Patrzyli na mnie z żalem za każdym razem gdy w pobliżu było wesołe, rozgadane dziecko. Byłam nieśmiała, nic poza tym, ale wszystkim przeszkadzało to do tego stopnia, że czułam się jak ktoś drugiej kategorii. Wycofałam się jeszcze bardziej, bojąc się ludzi, od których na każdym kroku otrzymywałam tylko krytykę. Zmiana nastąpiła jak poszłam do szkoły. Okazało się, że uczę się dobrze i zaczęto zwracać na mnie uwagę. Temat jednak szybko wrócił, tym razem nauczyciele mówili rodzicom: „co z tego, że jest zdolna jeżeli nie jest w stanie przełamać nieśmiałości”, „nie ma kontaktu z innymi dziećmi, jest asocjalna”. Miałam dosyć, więc zaczęłam naśladować innych. Sama nie wiedziałam jak należy zachowywać się wśród ludzi, ale okazało się, że powtarzanie za innymi wychodzi mi całkiem nieźle. Zaczęłam grać na pianinie, szybko przyszły pierwsze publiczne występy. Zawsze będąc między ludźmi – mówiłam. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam wypowiadać słów bez znaczenia, odpowiadać na puste pytania i uśmiechać się, za każdym razem, gdy ktoś patrzył w moją stronę. Jednak wtedy liczył się ten blask w oczach rodziców, to że przytulali mnie jak inni rodzice swoje dzieci, że byli dumni. Myśleli, że się zmieniłam a ja pozwalałam im tak myśleć, chcąc po prostu z ich strony miłości. Wtedy właśnie cisza stała się moim głównym wrogiem a zarazem moim najlepszym przyjacielem. Bałam się jej, gdy ktoś był obok i wyczekiwałam aż wreszcie będę mogła dzielić z nią samotność. 

Starałam się otrząsnąć ze wspomnień, ale nie mogłam zaprzeczyć, że ostatnio przygniatają mnie z ogromną siłą. Spojrzałam szybko na Lou, zastanawiając się jak długo milczę. Ku mojej uldze najwyraźniej nie na tyle długo, by był tym zaniepokojony

- Wiem, że nie chcesz widzieć ani Mary ani Harrego. Wiem, że nie wejdziesz do mieszkania, a nie ma mowy, żebyś błąkała się sama nocą po Londynie – powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu

- Louis, spędziłeś ze mną pół dnia, naprawdę dam sobie radę – powiedziałam pewnie i tak będąc mu wdzięczna za dotrzymanie mi towarzystwa

Louis przewrócił tylko oczami i ponownie zapalił silnik swojego samochodu. Kątem oka zobaczyłam jak wysyła wiadomość do Hazzy „She’s with me and you’re an idiot”. Westchnęłam. Rozumiałam dlaczego są najlepszymi przyjaciółmi. Przypomniałam sobie pierwsze tygodnie spędzone z chłopcami. Nie znosiłam Lou. Drażniło mnie w nim dosłownie wszystko. Byłam dla niego wręcz złośliwa. Chyba zaczynałam rozumieć dlaczego.

- Lou, przepraszam – starałam się mówić pewnie, ale mimo to głos mi zadrżał 

- za co? – Louis dobrze wiedział, że nie mówię o dzisiejszym dniu

- za to, jak traktowałam Cię jak zaczęłam z Wami pracować, za to, że zbyt szybko Cię oceniłam… moją własną miarą...

- ja też nie starałem się Ciebie lepiej poznać, pewnie gdyby nie Harry i jego nieprzerwane gadanie na Twój temat, nie wiedziałbym o Tobie nic. W jego oczach od początku byłaś wyjątkowa. Na tym polega przyjaźń, przynajmniej nasza. Gdy któryś oślepnie, ma na wyciągnięcie ręki drugą parę oczu.

- chyba powinnam mu w takim razie odpuścić za dzisiaj – powiedziałam w zamyśleniu

- hmm? – Lou był lekko zdezorientowany

- najwyraźniej oboje patrzymy dziś na świat jego oczami i chyba trochę egoistycznie pozbawiliśmy go wzroku. Nawet tego nie zauważył bo Mary wcisnęła mu na nos różowe okulary – odpowiedziałam i cicho się zaśmiałam

Z normalnym człowiekiem nie mogłabym rozmawiać w ten sposób, każdy uznałby mnie za wariatkę. Z Lou było inaczej. Z jednej strony był moim całkowitym przeciwieństwem a z drugiej strony zawsze rozumiał co mam na myśli.

- chcesz wrócić ? – zapytał uważnie mi się przyglądając

Przygryzłam dolną wargę, nie odpowiadając. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z Harrym i byłam gotowa to zrobić, ale nie chciałam rozstawać się z Lou, sprawił że chciałam mu opowiedzieć o wszystkim i chciałam tylko aby słuchał. 

- ok, to wysiadamy i idziemy do mnie – powiedział wesoło dobrze wiedząc, że moja mina oznacza, że nadal nie chce wracać do siebie

Wyjrzałam przez okno samochodu. Okazało się, że od godziny stoimy pod apartamentowcem, w którym Louis ma mieszkanie. Nie protestowałam. Nie miałam już dzisiaj siły walczyć z samą sobą. 

Mieszkanie Lou było całkiem duże i dokładnie w moim stylu. Minimalistycznie i z klasą. Usiadłam na kanapie w salonie a za chwile zjawił się Louis z dwoma szklankami Jacka Danielsa z lodem

- Powiesz mi jak mnie teraz widzisz, albo jak widziałaś mnie na początku? – Lou wrócił do rozmowy z samochodu

Zaśmiałam się, bo po raz pierwszy od kilku dni, wspomnienie które zostało wywołane tym pytaniem rzeczywiście było zabawne.

- na początku przykleiłam Ci plakietkę „pieprzony Piotruś Pan”. Dopiero po jakimś czasie, jak zorientowałam się, że znam 4 imiona i nazwiska i… „pieprzonego Piotrusia Pana” trochę się ogarnęłam. Zresztą pewnie zauważyłeś, że w pewnym momencie zrobiłam się… milsza. Chyba Ci zazdrościłam tego, że jesteśmy w tym samym wieku a Ty żyjesz życiem nastolatka, którego ja nigdy nie doświadczyłam...

enjoy! trochę zaczynam się siebie bać pisząc to opowiadanie...